Cały czas mieliśmy w głowach słowa Pawła, już niczym lepszym Was nie zaskoczę...
Tego dnia mieliśmy pokonać trasę tysiąca kurw czyt. zakrętów : )
I moi mili 45km pokonaliśmy w ponad 2 godziny. To był hard-core. Od zakrętów kręciło nam się w głowie. Nawet nie próbowaliśmy sobie wyobrażać, jak miejscowi pokonują tą trasę zimą, samochodem.
Strategię obrałam taką... jechałam jako trzecia przede mną Sylwia, prowadził Ślimak (a jego GPS, było to cenne urządzenie,... gdyż tak naprawdę nie wiadomo co czyhało na Ciebie za następnym rogiem). W pewnym momencie z oczu zniknęła mi Sylwia i pokonując jeden z zakrętów, myślałam, że za nim jest prosta i tu się myliłam, bardzo myliłam!! Była tam kolejna agrafka!!! (Anioł stróż nade mną czuwał bo gdyby coś tam jechało, nie pisałabym dzisiaj tego sprawozdania.)
Co gorsza kilka set metrów dalej jechała ciężarówka z drewnem i przyczepą, dziękowałam Bogu, że nie przytrafiło mi się to na kolejnym zakręcie. Od tego momentu byłam cieniem Salsy, trzymałam się jej bardzo blisko.
Gdy się zatrzymaliśmy na postój, nasze buzie nie przestawały się śmiać, nie mogliśmy uwierzyć, że taki trasy istnieją na ziemskich drogach. Dalej ruszyliśmy w stronę Włoch, które przywitały Nas pięknym słońcem oraz wspaniałymi dziełami sztuki (ale mają tam piękne samo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz