Jeden z kolegów z klubu bardzo się o Nas martwił, gdyż nie odbieraliśmy telefonów. Niestety przez przypadek pochwalił się gdzie jest (w Wiśle)... już szykowaliśmy plan najazdu, na to jakże piękne miejsce.
Postanowiliśmy dostać się do Polski przez mało uczęszczaną granicę, po stronie polskiej czekało Nas kilka agrafek, lecz po alpejskich równych jak stół zakrętach pozostały tylko wspomnienia... Tuż przed Wisłą, daliśmy znać Pawłowi, „szykuj parking, za 10min jesteśmy” :] I Kolega stanął na wysokości zadania, chodź na początku chyba myślał, że żartujemy. Jako pierwszy wysłuchał naszych wspomnień i po godz. opowiadań krzyknął „dobra, dobra, przestańcie!!! Uwierzcie, żałuje, że nie pojechałem z Wami!!!”
Tego dnia wszyscy wróciliśmy cało i szczęśliwie do domów. Deszcz nas nie zmoczył, ani nie porwała Nas trąba powietrzna szalejąca tego dnia w okolicach Częstochowy. Na licznikach motocykli przybyło 3300km i już nie mogliśmy się doczekać kolejnego wyjazdu, gdyż dzień bez motocykla to dzień stracony ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz