Wstaliśmy skoro świt, słońce dopiero wstawało, nad polami unosiła się mgła, w tak tajemniczej atmosferze żegnaliśmy się z Alpami, wiedząc, że jeszcze tutaj wrócimy.
Powrót autostradą był dla mnie bardzo męczący, zaczęłam odczuwać kilometry, wszystko jakoś tak mi się nie kleiło. Dobrze, że miałam wsparcie kolegi Igora, który na pierwszym postoju bardzo mnie zmobilizował. I później na tych zakrętach co wymiękłam jadąc w stronę Alp, tym razem zamknęłam oponę ;p
Był to bardzo ciepły dzień, mijaliśmy kolejne miasta, zbliżając się do Słowacji. Zrzucaliśmy z siebie wszystkie ubrania, by się nie roztopić w piekącym słońcu. Na Słowacji dwóm kolegom przygrzewało za bardzo słońce... i trochę dali czadu. Aż tu nagle za motocyklem Batmana i Intruderem Kaskadera, pojawiło się Audii. W pierwszej chwili nie odpuszczali, bo myśleli, że ktoś chce się z nimi ścigać, ale później zapaliły się magiczne czerwono-niebieskie światełka i nie było zmiłuj.
Do Ziliny dotarliśmy szczęśliwie, tylko kolega Zbyszek popełnił ten sam błąd co ja, na podjeździe chciał, zwinnie jak sarenka zakręcić, ale niestety prawa fizyki są nieubłagane i stracił podnóżek kierowcy.
Wieczorem wspominaliśmy trasy oraz przygody jakie nam zgotowały Alpy. Nie mogąc uwierzyć, że to już koniec naszej podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz