nie odpuszczam tak łatwo... marzę i planuję, wiem, ze jedynie ciezka praca mozna spelnic swoje marzenia.
poniedziałek, 7 grudnia 2009
minęło juz kilka tyg. od mojego powrotu z nowego jorku, ale ja nadal nie mogę się przystosowac do polskiej rzeczywistosci, denerwuje mnie nastawienie ludzi do swiata, polska mentalnosc. ten kilku miesieczny wyjazd pokazal mi, ze mozna zyc inaczej... realizujac swoja pasje... ze nie jedyna sciezka jest zycie "krawaciarza" w korporacji. bo nowy jork to nie tylko wall street, ale tez ludzie spontaniczni, normalni inaczej... goscie z pasja.
dlatego caly czas nie poddaje sie z realizacja mojego projektu "riding across europe", mam nadzieje go zrealizowac, nie wiem jeszcze skad wezme srodki na niego, ale historie wielu podroznikow pokazuja, ze pieniadze to nie wszystko, czasami warto dać się poniesc zyciu, by ono samo nam pokazalo rozwiazania.
nie pisze od jakiegos czasu na blogu, gdyz wyjechalam na kilka miesiecy do Nowego Jorku, a motocykl pozostawiłam... niestety w garażu. W wielkim jabłku pelno jest jednośladów od motorowerów, vesp, po triupmh, ducati, no i oczywiscie harleye..
po 4 500km dotarliśmy do domów, trasa była bardzo wymagająca, zdecydowanie ta podróż przebiła nawet Alpy (co pod względem widoków oraz tras nie było łatwe).
nie da się tego opisac... Nestor poprowadzil nas taka droga, ze Alpy przy tym to maly pikus, szuterek, piasek, snieg, pelno agrafek, przepasci, brak barierek... tak w kilku slowach mozna opisac to co przezylismy, gdyby Nestor zdradzil swoj szatanski plan, z pewnoscia nie zdobyla bym, tego szczytu...
po wspolnych rozmowach, pelni rozterek.. ruszamy dalej...
zegnajac sie mamy wszyscy lzy w oczach...
nie bede zamieszczac wiecej opisow, gdyz nie ma to sensu, wyprawa oraz uroki Norwegii zakonczyly sie dla nas w dniu wypadku, pozostawie tylko zdjecia z wyjazdu.
- 3 panow z Niemiec, najmlodszy 69lat, najstarszy 78.